Tylko we Lwowie... Wakacje 2017


19 sierpnia w nocy załadowani po sam sufit wyruszyliśmy w kierunku Lwowa. Samochodem „oficjalną granicę” przekraczaliśmy pierwszy raz. Robiło to wrażenie... Po Ukraińskiej stronie pytali co to za auto xD. Jechaliśmy przez Ostrowiec Świętokrzyski, Rzeszów, przejściem granicznym
w Korczowej. Na granicy staliśmy mega krótko max 2 godziny. Szok :D
Nareszcie na miejscu ...

Do Lwowa dojechaliśmy bardzo wczesnym rankiem. Byliśmy mega głodni, ale niestety było zdecydowanie za wcześnie na znalezienie otwartej restauracji czy choćby sklepu. Dodatkowo nie mieliśmy wymienionych pieniędzy a każdy mijany kantor był zamknięty... Postanowiliśmy przespać się w aucie i w ten sposób poczekać aż Lwów się wreszcie obudzi ;) Do hotelu nie mogliśmy iść ponieważ, doba hotelowa rozpoczynała się dopiero o 15...
Długo spać w samochodzie we czwórkę było ciężko :) Patryk z Violą udali się na spacer
w poszukiwaniu otwartego kantoru. My pospaliśmy jeszcze chwilkę ponieważ w przeciwieństwie do naszych towarzyszy podróży nie spaliśmy całą noc ;P
Spacerkiem po Lwowie
Około godziny 9 restauracje i kantory zaczęły się otwierać. Jesteśmy uratowani... :P
Szybka wymiana hajsu i poszukiwanie na tripadvisor propozycji miejsc na śniadanie. Wybór padł na Puzatą Chatę. Lokal w stylu bufetu, widzisz, wybierasz, obsługa nakłada, dostajesz talerz i dalej, aż do kasy ;) Jedzenie raczej dobre, typowo ukraińskie, ceny bardzo przyzwoite.
Następnie udaliśmy się na targ w poszukiwaniu wianków mnie i Violi :)
Mieliśmy jeszcze sporo czasu więc poszliśmy do Domu Legend. Strasznie zależało nam tam pójść ponieważ na dachu stoi Trabant! Tak, najprawdziwszy Trabant, do którego można wsiąść ;). Dodatkowo musieliśmy wrzucić do czapki kominiarza pieniążek na szczęście. Udało mi się za pierwszym razem :D. Niestety ludzie siedzący piętro niżej często obrywali właśnie tymi monetami :P. Chcieliśmy zwiedzić każde piętro, które ponoć jest urządzone każde w innym stylu, jednak ten niesamowity tłok sprawił, że pozostaliśmy dłuższą chwilę na dachu i oglądając piękną panoramę Lwowa. Jedna uwaga...schody były straszne... mega strome, wąskie i strasznie niskie sufity (nie zakładajcie wysokich butów :))
Viola na dachu Domu Legend

Łukasz musiał przymierzyć się do Lwowskiego Trabanta ;)

Byliśmy już zmęczeni i drogą i zwiedzaniem. Marzyliśmy o prysznicu i chwili drzemki ... Zmarnowani poszliśmy do hotelu, powitała nas miła pani. Mimo że nasza doba hotelowa miała rozpocząć się o godzinie 15, recepcjonistka powiedziała ze wpuści nas o 14 jak tylko pokoje będą gotowe. Czyli została nam godzina czekania.. nie tak źle. Poszliśmy po nasze bagaże i usiedliśmy na ławce przed hotelem i czekaliśmy jakieś pół godziny.. stwierdziliśmy,że próbujemy, może pokoje są gotowe... Były ! Hurra !
Udaliśmy się do swoich pokojów. Umówiliśmy się za dwie godziny.
Widok z okna hotelu

Trochę czasu minęło od ostatniego posiłku, więc najpierw kierunek – obiad !
Chcieliśmy zjeść w Kumplu.. niestety czas oczekiwania na stolik jakieś 40min.. szukamy dalej.
To może Arsenał i słynne żeberka.. kolejka na jakieś 60 osób, a szkoda, tak smakowicie pachniało... No nic szukamy dalej... I wtedy olśnienie.. a może Atlas? Udało się kilka stolików właśnie się zwolniło! Obiad był bardzo smaczny i podany dosyć szybko. Z czystym sumieniem polecamy ;)
Po obiedzie czas na deser oczywiście w Lwowskiej Fabryce Czekolady. O miejsce siedzące w środku było ciężko – a niestety zaczął padać deszcz.. Miejsce znalezione, zamówione, zjedzone. Powiem tyle było pysznie, słodko i mega tanio! (Duży plus za Menu w języku angielskim ;))
Wychodząc zahaczyliśmy na dłuższą chwilę w sklepiku Fabryki Czekolady. Czekoladki w wielu różnych smakach, kształtach. Pantofelki, misie, serca, aniołki, samochody z czekolady to tylko jedne z wielu słodkich propozycji. Istny raj dla czekoladożerców.
Następnie spacer urokliwymi Lwowskimi uliczkami, przysłuchiwanie się ulicznym grajkom.
Oczywiście nie zabrakło wizyty w naprawdę dużym sklepie ze słodyczami Roshen. Myślę, że spędziliśmy tam z godzinę ;P Obkupiliśmy się w słodycze na cały wyjazd i nie tylko ;P
Nawet nie wiem kiedy minął nam cały dzień... Szybka wizyta w sklepie po ulubione piwo Garage
i do hotelu.
W oczekiwaniu na obiad w Atlasie

Rankiem mieliśmy wyjechać do Bukovelu. Poszliśmy na naprawdę pyszne śniadanie oraz do sklepu lizakami :P wybraliśmy malinowe, choć o mały włos nie wzięłabym tych o smaku bekonu :P też były różowe xD

Po szybkich zakupach i krótkim spacerze ruszyliśmy w drogę. Ale o tym w kolejnym wpisie ...




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ukraina - praktycznie

Sylwester na Ukrainie? Bukovel i Worochta

Miłość, miłość w Bukovelu