Jeżeli Ciechocinek jest stolicą na polskiej mapie geriatrii to Muszyna jest jednym z większych ośrodków. Miasteczko wygląda znakomicie! Kuracjusze mają tam do dyspozycji kilka sanatoriów, wiele rodzajów wód mineralnych, dopracowane w szczegółach ogrody sensoryczne, równie wymuskane ogrody biblijne, liczne kawiarnie, parki z ławeczkami i "antycznymi" posągami... Dookoła góry, świeże powietrze, cisza i spokój. Muszyna to naprawdę malownicza miejscowość, ale nuuuuudna (Dla nas).
Targowisko miejskie w Budapeszcie. I trabant! |
Wakacyjną podróż do Budapesztu zaplanowaliśmy przez Muszynę. W jednym z sanatoriów przebywała Mama Kingi - Renata. Pani Renata znalazła się tam nie ze względu na wieku ( moja przyszła Teściowa jest młoda ;) ), a przez problemy z kręgosłupem. Jako, że jesteśmy bardzo mili to postanowiliśmy Ją odwiedzić. Pojechał z Nami brat Kingi. Adi w naszej Skodzie zajął miejsce za mną, co będzie miało mały wpływ na powodzenie całej wyprawy. Nad Popradem mieliśmy spędzić 4 dni, a w stolicy kraju Madziarów 2. Pierwszy nocleg zarezerwowaliśmy kilkanaście kilometrów od Muszyny,w Żegiestowie.
Skodowka odpoczywa - a my z nią... |
Droga z Radomia do pensjonatu przebiegła praktycznie bezproblemowo. O 6 rano zapakowaliśmy się do 31 letniej "stopiątki". Oprócz naszych bagaży miałem trochę zapasowych części, wodę, akumulator drut
i trytytki. Pomyśleliście po co zapasowy akumulator w lato. A jednak się przydał. Moje przeczucie zadziałało kolejny raz. Jadąc do Żegiestowa zrobiliśmy dwie przerwy, aby Skoda odpoczęła. W Małopolsce zaskoczyły nas nierówności terenu. Samochód wzniesienia wykrywał zanim je zobaczyliśmy. No, ale udało się. Dojechaliśmy! Na podjeździe do pensjonatu urwaliśmy końcówkę wydechu, która zapewne po dziś dzień leży w krzakach - odpadając toczyła się kilkanaście metrów... Po "ogarnięciu się" odwiedziliśmy p. Renatę.
|
W następnych dniach zwiedzaliśmy atrakcje Muszyny i okolic. W jedno popołudnie z Kingą pojechaliśmy przekroczyć granicę - dosłownie i w przenośni. Pierwszy raz byłem "za granicą" własnym autem. Byliśmy na Słowacji - jakieś 5 minut :). Ale wtedy wszystko się zaczęło. Wiedziałem , że obojętne jakim autem dojadę wszędzie. Nie będzie granic, których nie przekroczę, nie będzie dróg po których się nie przejadę.
|
Na trasie. Po prawej Poprad. Samochód zwalnia przed górką :)
|
Muszę dodać, że było to gorące lato. Jak wiadomo Skoda najwydajniejszego układu chłodzenia nie posiada (silnik z tyłu - chłodnica z przodu). W dalszą trasę wyruszyliśmy rano. Ustawiłem nawigację i ruszyliśmy. Nie sprawdziłem tylko, którędy będziemy jechać. Okazało się, że jechaliśmy przez Wysokie Tatry, oczywiście po bezpłatnych drogach. Na większości trasy w górach używałem 1 i 2 biegu, mimo to Skoda się nie przegrzała. W połowie drogi zatankowaliśmy LPG do pełna za 6 Euro. Byłem pewien, że wybuchnie gdzieś na odludziu chłodnica, pęknie wąż lub w wyniku przegrzania zatrze się silnik. Jednak przejechaliśmy Słowację. Udało się! Do tego widoki były cudowne.
Skodzianka na Słowacji. A my w niej :P |
Pierwsze kilometry na Węgrzech mogły być ostatnimi. Zjeżdżając z jakiegoś pagórka Skoda zgasła. Do tego zaczęło w środku śmierdzieć spalenizną. Spalona elektryka, zniszczony zapłon czy uszkodzony alternator. Tysiące myśli - pesymistycznych. Skoda 105 posiada dodatkowy bagażnik za oparciem kanapy. Jest tam również w podłodze akumulator. U mnie bez żadnej przykrywki, z klemą + na wierzchu. Dodatkowo jest tam zbiornik LPG. Pozostałem miejsce wypełnione było zapasowymi częściami i narzędziami. Adi opierając plecy o kanapę połączył zapasowy rozrusznik z biegunem dodatnim oraz ramką od zbiornika gaz. Zanim się zorientowałem o co chodzi akumulator padł. Jeszcze jak się toczyliśmy krzyknąłem do Adiego, żeby wyłączył prąd heblem na akumulatorze. Dotoczyliśmy się do stacji paliw. Włożyłem zapasową baterię, sprawdziłem połączenia i o dziwo wszystko działało. Wracamy na trasę.
Stopiątka i 105 na liczniku. Węgry. |
N
ocleg w Budapeszcie zaplanowany mieliśmy w Akademiku przekształconym na hostel w czasie wakacji. Był to tani nocleg jak na stolicę Węgier. Skodovkę zaparkowaliśmy w pobliżu dużej galerii handlowej. W Budapeszcie korzystanie z parkingów miejskich jest dosyć drogie, dlatego wykorzystaliśmy darmowy parking. Trochę cebula, ale co tam :) Trasa z Muszyny do Budapesztu to około 300km. Niedużo, ale upał dał nam w kość. Po odpoczynku, wieczorem ruszyliśmy zwiedzać miasto. W Budapeszcie korzystaliśmy z metro. Jego sieć jest bardzo rozwinięta. Kolejnego dnia "zaliczyliśmy" główne atrakcje - wzgórze Gellerta, wzgórze zamkowe, most Elżbiety (który był wtedy zamknięty dla aut) , targowisko miejskie. Po tej podróży w Budapeszcie chcemy być co roku :) Póki co nam się to udaje. Budapeszt to przepiękne miasto. I Dunaj.
Panorama Budapesztu z Wzgórza Gellerta, Most Elżbiety i fale Dunaju. |
Przed powrotem musiałem dolać oleju do skrzyni biegów. W Tesco kupiliśmy lejek i wąż od pralki którym przedłużyliśmy czubek lejka. Jednak żeby wsadzić wąż w korek skrzyni musiałem się wczołgać pod auto. Najechałem jedną stroną na krawężnik i miałem prowizoryczny kanał. Po wszystkim byłem umorusany w oleju i smarze przez co musiałem się ogarniać w Arena Plaza w Budapeszcie. Na szczęście nikt mnie nie wyrzucił z tej galerii :) Wracaliśmy trasą przez Koszyce. Była to dużo szybsza droga. Zatrzymaliśmy się z powrotem w Muszynie na obiad i na spotkanie z Mamą Kingi. W Radomiu byliśmy po północy. Przypomniało mi się na koniec, że wyjeżdżając z Węgier kupiliśmy olbrzymiego arbuza, więc wracaliśmy w czworo: Ja, Kinga, Adi i arbuz...
I z powrotem w domu. Dziękujemy Skodovka! |
Komentarze
Prześlij komentarz